„To
mnie nie rusza. Wiesz, dlaczego? Bo to zabawne. Wymyślasz rzeczy, które mnie
unieszczęśliwiają, ja wymyślam takie, które unieszczęśliwiają ciebie: to jest
gra! I ja zamierzam ją wygrać, bo ja ją zaczęłam. Ty już jesteś nieszczęśliwy.
Czy to ważne?”
~Lisa Cuddy „Dr House”
Obudziłam się bardzo późno,
jak na mnie. Spojrzałam na zegarek – trzynasta. Zdziwienie szybko mi przeszło,
przypomniałam sobie, o której poszłam spać. Po swojej prawej stronie czułam coś
ciepłego. A właściwie kogoś. Obróciłam się i zobaczyłam śpiącego Matthewa.
Przypomniała mi się piosenka, a właściwie jej refren „So sleep sugar. Let your dreams flood in. Like waves of sweet fire
you're safe within. Sleep sweetie. Let your floods come rushing in. And carry
you over to a new morning” (Poets Of The
Fall – Sleep – od autorki). Uśmiechał się lekko, zapewne śniło mu się coś miłego. Odwróciłam się na drugi
bok. Na fotelu nikt nie siedział, a szkoda. Wstałam cicho, starając się nie
obudzić Mata.
Skierowałam
się w stronę kuchni, czując pyszny zapach naleśników. Nos mnie nie zwodził.
Zobaczyłam Elizabeth z patelnią w ręce. Przywitałam się z nią.
-
Starczy dla mnie? – zapytałam.
-
Oczywiście, śpiochu. – W pośpiechu jadła swoją porcję naleśników. – Lubisz go?
-
Kogo? Scorpiusa? –Zdziwiłam się.
-
Nie, Matthewa. – Poczułam, że się czerwienię. Czy go lubiłam? Sama nie wiem?
Wczoraj go poznałam, trudno ocenić człowieka w tak szybkim czasie, a
przynajmniej mi. Jednak spędziłam z nim miły wieczór, więc odpowiedziałam
tylko…
-
Hm… Tak.
-
On ciebie też
-
Kogo obgadujemy? – Do kuchni wszedł rozpromieniony Matthew. Podszedł do mnie,
nachylił się i… zjadł mojego naleśnika! Wydałam z siebie oburzone prychnięcie.
-
Liz. Twój brat zjadł mi naleśnika. Mogę go pobić? – Uśmiechnęła się. Niestety,
kiwnęła przecząco głową. Oburzona wyszłam z kuchni i skierowałam swoje kroki do
łazienki. Rozczesałam długie włosy, wzięłam szybki prysznic, poprawiłam wygląd.
Wychodząc, natrafiłam na Scorpiusa, który siedział przed łazienką, wyraźnie
czekając aż wyjdę. Uśmiechnęłam się lekko, na co on mruknął pod nosem coś w
stylu „nareszcie” i wszedł do toalety.
Skierowałam
się ponownie w stronę kuchni. Sporo osób zostało na nocowanie – cała kuchni
była zajęta, co oznaczało tylko jedno – brak miejsca do siedzenia. Zauważyłam,
że Mat, siedzi na krześle. Utorowałam sobie drogę i usiadłam mu na kolanach.
-
To za naleśniki – szepnęłam mu prosto do ucha. – Kara.
-
Muszę ci zjadać posiłki częściej. – Roześmiał się. Lekko go kopnęłam.
-
Ani się waż.
Poczułam
na sobie czyjś wzrok. Oczy jednej z dziewczyn nadgorliwie się we mnie
wpatrywały, jednak, kiedy ja na nią spojrzałam, szybko odwróciła się,
rozpoczynając rozmowę z Julią, którą poznałam poprzedniego wieczoru. Zapytałam
Matthewa o nią. Dowiedziałam się, że on i bardzo niska szatynka z kocimi oczami
byli kiedyś parą. Zdziwiłam się, z wyglądu kompletnie do siebie nie pasowali,
ale może charaktery…
Radosny
gwar przerwało przyjście Scorpiusa. Czy on jest bogiem, do cholery? Wszyscy
sprawiali wrażenie, jakby go czcili, czy coś w tym rodzaju. Usiadł, jak gdyby
nigdy nic, na stole. Popatrzył się na wszystkich po kolei i potrząsnął
ramionami. Ten sygnał spowodował, że goście wrócili do swoich wcześniejszych
zajęć, mnie pochłonęła rozmowa z Czarnookim. Po godzinie nic-nie- robienia
kilka osób zaczęło się zbierać. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła piętnasta,
pora się zbierać. Wstałam, pożegnałam się z Elizabeth i miałam zamiar
wychodzić.
-
Odprowadzę cię – usłyszałam głos blondyna, chyba pierwszy raz.
-
Dobrze – powiedziałam. Zauważyłam zawiedzioną minę Matthewa, teraz już nie dam
rady tego odkręcić.
Minęliśmy
burego kota, siedzącego na płocie. Na nasz widok uciekł pospiesznie w stronę
lasu. Przyjrzałam się dokładniej mężczyźnie. Próbowałam wyłapać szczegóły,
których wcześniej nie zauważyłam. Z pewnością nie zwróciłam uwagi na chudość. Miał
na sobie dżinsy, w których jego nogi wyglądały jak dwa patyczki. Był wysoki i
szczerze współczułam mu kupowania koszulek. Najmniejsze rozmiary, niestety, są
zwykle robione na osoby zdecydowanie niższe od niego, więc znalezienie czegoś
odpowiedniego graniczyło z cudem. Na wewnętrznej stronie prawej ręki miał jakiś
mały tatuaż. Nie zdążyłam mu się przyjrzeć, obiecałam sobie zrobić to następnym
razem.
-
Daleko jeszcze? – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Scorpiusa. Rozejrzałam się, ale,
kurczę, nie rozpoznawałam tego miejsca.
-
Nie wiem. – Zaczerwieniłam się. – Mieszkam na Polnej.
-
To poszliśmy okrężną drogą. Trzeba było mówić wcześniej.
-
Trzeba było pytać wcześniej – odgryzłam się. Chciałam coś jeszcze wtrącić, ale
zauważyłam coś, co mnie bardzo zaskoczyło – piękny staw. Stanęłam gwałtownie.
-
Co? – zapytał niecierpliwie.
-
Głęboko tu jest? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wskazując głową na wodę.
-
Nie. W najgłębszym miejscu woda dosięga mi do szyi. Ale chyba nie zamierzasz…?
-
Oczywiście, nie teraz - przerwałam mu.
Chyba
po raz pierwszy się do mnie uśmiechnął. Co prawda, kąciki jego ust drgnęły
lekko, prawie niezauważalnie, ale dla mnie to i tak coś. Podeszłam trochę
bliżej stawu, przyglądając się gładkiej, błękitnej tafli wody. Chrząknął
delikatnie.
-
Trochę się śpieszę. – Przywrócił na twarz maskę obojętności i pogardliwą minę. Odgarnął
blond włosy i, nie zważając na mnie, ruszył do przodu. Nie znałam drogi, więc
dogoniłam go lekko obrażona.
Przez
resztę drogi sporo rozmawialiśmy. Odprowadził mnie pod samą furtkę, powiedział
cicho coś w stylu „cześć” i odszedł, kierując się w przeciwną stronę.
Zastanawiałam
się jak bardzo niezadowoleni będą rodzice.
~*~*~
Był
wściekły. Złość rozsadzała go od środka, powodując nieprzyjemny skurcz żołądka.
Czuł palące wyrzuty sumienia i z trudem powstrzymał gorzkie łzy porażki. Bohaterowie nie przegrywają, szepnął mu
cichy głosik, gdzieś z tyłu głowy. Poczuł rozczarowanie. Przecież teraz miało
być lepiej. Pewność siebie natychmiast z niego uleciała, poczuł to samo, co
wtedy, w Hogwarcie, kilka lat temu. Cholerny bohater.
Silna
potrzeba opowiedzenia komuś, tego, co czuje. Tak, to było to. Nie ma nikogo. Z
żalu ścisnęło go gardło. Syriusz nie żyje (to
twoja wina, twoja), Lupin nie żyje (Ted
do dzisiaj ci to wypomina), z Hermioną rzadko się widuje (nie ma czasu przez ciebie), Ginny nie
chce go znać. Ron przebywa w Mungu, byli Śmierciożercy nadal nie dają mu
spokoju (przez ciebie, gdyby nie ty nic
by mu się nie stało). Dumbledore został zabity przez Malfoya (mogłeś go powstrzymać, tchórz, tchórz),
a matka Rona, Molly, cały czas cierpi po stracie jednego z synów (nigdy ci tego nie powiedziała, ale do dziś
nie możesz jej spojrzeć w oczy, widzisz w nich ból).
Aby
nie stracić panowania nad uczuciami, pobiegł przed siebie, prosto do lasu. Nie
może się zapomnieć, musi być silny. Okazanie bólu to słabość, śmierć.
Przebiegł
już dobre pięć kilometrów, kiedy poczuł, że traci siły. Usiadł na ziemi, oparł
się o drzewo i rozejrzał po okolicy. Nie wiedział, gdzie jest. Teleportując się
pomyślał o miejscu, w którym poczuje ulgę. Serce przeniosło go tutaj, do doliny
Godryka. Jedynego miejsca, w którym był
cały czas szczęśliwy.
Zobaczył kota. Uśmiechnął się delikatnie i zawołał go
cichym „kici, kici”. Zwierzę spojrzało na niego zdziwione, a przynajmniej tam
mu się wydawało, i uciekło w stronę miasta. No cóż, widział już dziwniejsze
rzeczy.
Usłyszał głosy, dochodzące ze wschodu. Zobaczył dwie osoby,
idące przez ścieżkę. Zaniepokojony wstał i najciszej jak potrafił, zrobił kilka
kroków w ich stronę. Poczuł ulgę, kiedy zdał sobie sprawę, że rozpoznaje
mężczyznę, chudego blondyna – Scorpiusa. Obok niego szła dziewczyna, był pewny,
że gdzieś ją gdzieś już widział. No tak,
Eleanor. Nasza nowa znakomitość – pomyślał zgryźliwie.
Ruszył za nimi, chciał podsłuchać ich rozmowę, nie
zwracając na siebie uwagi. Musiał przyznać, że Eleanor jest piękna. Rude włosy
to coś co zawsze go pociągało w dziewczynach (kiedy uświadomił to sobie, poczuł
ogromną tęsknotę. Jego mała wiewiórka Ginny). Zgrabne nogi, tego zawsze
brakowało wszystkim jego dotychczasowym dziewczyną. Cho nigdy nie była zbyt
atrakcyjna, a Ginny, choć dla niego niezwykle ładna, nie była dziewczyną
nadającą się na modelkę. El to coś innego, ona nie miałaby z tym problemu. Jedna
rzecz mu się w niej nie podobała, wzrost. Był niski, co okropnie go irytowało,
to on musiał lekko schylać się do pocałunku z Gin. Ignorując lekki ból na to
wspomnienie, wsłuchał się w rozmowę.
- Gdzie mieszkasz? – Usłyszał kobiecy głos.
- Nie tutaj – opryskliwie odpowiedział Malfoy. Nigdy go
nie lubił. Ani jego, ani jego ojca. Nie mógł zrozumieć czemu Minerwa, Kinglsey
i Fleur, główni przedstawiciele Zakonu Feniksa, to jego wyznaczyli do tego
zadania. Ale mógł się mylić, tak samo jak było ze Snapem.
- To gdzie? – ciągnęła dalej.
- A co cię to obchodzi?
- Nie obchodzi mnie. Próbuję podtrzymać rozmowę, bo
łaskawie zacząłeś się do mnie odzywać, Scorpiusie.
- Pan Scorpius, dla ciebie. – Choć z tak dalekiej
odległości nie był w stanie tego dokładnie zobaczyć, był prawie pewny, że
dziewczyna zrobiła się czerwona ze złości. Wcale jej się nie dziwił, był
bezczelny. Odrzuciła włosy do tyłu i oburzona, przyśpieszyła krok. Reszty rozmowy
nie słyszał, oddalili się.
Ponownie usiadł na brudnej glebie. Wziął do ręki kamień i
rzucił nim w drzewo naprzeciwko.
Jego szloch zagłuszył cicho krakający kruk na czubku
świerku.
~*~*~
- Co ty sobie wyobrażasz? – Pierwsze słowa skierowane do
mnie, po przyjściu do domu były dokładnie takie, jak myślałam. – Nie dość, że nie
wróciłaś do domu na noc, odprowadził cię jakiś nieznany chłopak, to pewnie
piłaś jeszcze piwo! I nie zaprzeczaj – dodała mama widząc, że otwieram usta na
znak protestu.
- Nie chciałam wracać do domu zbyt późno, uznałam, że
bezpieczniej będzie, jeśli wrócę na noc. Ja go znam, to Scorpius, a piwa prawie
nie piłam. – Powstrzymywałam uśmiech na widok oburzonej miny rodzicielki. – A
teraz, wybacz, ale pójdę do pokoju poćwiczyć.
Nie zważając na protest wbiegłam po schodach na górę i
znalazłam się we własnych, niebieskich ścianach. Podeszłam do magnetofonu,
włączyłam na cały regulator płytę, którą nauczycielka od tańca dała mi, abym
przygotowywała się do wrześniowego występu i zaczęłam tańczyć. Byłam tak bardzo
wyuczona układu, że nie musiałam myśleć o tym, co robię, a byłam pewna, że
wykonuję wszystko poprawnie. To wcale nie znaczy, że nie wkładałam do tego
serca, zawsze tańczyłam całą sobą.
Uśmiechnęłam
się jeszcze szerzej na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Koniecznie muszę
odwiedzić Eliz jeszcze raz. I domagać się usmażenia naleśników. Tour lent. Za dwa miesiące wrócę do
college’u. Uzmysłowiłam to sobie dopiero teraz i dopiero teraz zrobiło mi się
smutno. Jadąc do domu rodziców, myślałam, że spędzę ten czas jak najnudniej się
da, a jedyną odskocznią i radością będą codzienne próby tańca. Myliłam się. Soubresaut. Wiedziałam, że powrót do
szkoły będzie prawdziwą katorgą. Codzienne czterogodzinne próby baletu, dużo
nauki i jeszcze popisujący się przede mną Steve, wprawiały mnie o mdłości. Chassé. Steve… Développé.
Tańczyłam
coraz szybciej, coraz więcej było w nim mojej duszy. Wykonałam Temps Levé,
ukłoniłam się Révérence i wyobraziłam sobie zachwyt w oczach pani Wilson. Od
zawsze wiedziałam, że tańczę dobrze, szło mi to lepiej niż moim rówieśniczkom.
Uśmiechnęłam
się do swojego lustrzanego odbicia i ciężko dysząc usiadłam na podłodze.
Widzący to kot, Cinnamon podszedł do mnie i czule przymilał się do mojej nogi.
Podrapałam go za uszkiem, na co on zadowolony zamruczał cicho. I nagle zdałam sobie sprawę, że nie znam tego
kota i kompletnie nie wiem, czemu uważam, że ma na imię Cinnamon. Wstałam i
zdziwiona zeszłam do salonu. Zapytałam rodziców czy mają kota, na co oni
zdziwieni odpowiedzieli zgodnie:
-nie.
Chyba
mi odbija.
~*~*
Miał być jutro, ale dodaję dzisiaj. Jestem chora. Znowu. :C Mam nadzieję, że rozdział się podoba. ;)
"usłyszałam głos Blondyna, chyba pierwszy raz."; "Przyjrzałam się dokładniej Mężczyźnie" - tu nie powinno by wielkich liter, gdyż to jedynie przymiotnik i rzeczownik, a nie nazwa własna, mimo że określa Scorpiusa c:
OdpowiedzUsuń"Widzący to kot, Cinnamon(...)", "(...)że ma na imię Cynamon" - no wieeem, że to to samo imię, ale jednak radziłabym jedną pisownię c:
Hm, zaskoczyłaś mnie pojawieniem się tu Harry'ego - byłam pewna, że to historia o głównej bohaterce i Scorpiusie, tymczasem mamy tu Pottera i to jakiego! Cóż, zachowywał się trochę jak smarkacz, takie było moje odczucie w pewnym momencie. Co się stało, że bliscy się od niego odsunęli? Co przeskrobał, że Ginny nie chce go znać? A jeśli Scorpius już ma swoje lata, to dzieci Harry'ego też. Co z nimi? No i ta misja Malfoya - ciekawe, o co może chodzić. Hm, on jest niezwykle tajemniczym człekiem (żałuję, że nie opisałaś ich rozmowy, kiedy Scorpius odprowadzał ją do domu), zaś Matt wydaje się być ciepły i kochany - łatwo go polubić.
No nic. Życzę błyskawicznego powrotu do zdrowia! Czekam na nexta i pozdrawiam! c:
Dziękuję, już poprawiłam. :) Chciałam uniknąć powtórzenia, dlatego ten Cinnamon i Cynamon, ale to również poprawiłam. Opis rozmowy będzie w następnym rozdziale. ;-) Kurczę, jak piszesz takie "filozoficzne" komentarze to mam wrażenie, że strasznie ciągnę akcję, ale wszystko się powinno wyjaśnić choć dopiero pod koniec. Nie lubię ciepłych i miłych osób (znaczy się ja taka jestem i większość ludzi, z którymi się przyjaźnie też, ale w książkach czy innych tworach ich nie cierpię :C)!
UsuńPozdrawiam! :)
Najpierw się czepnę. Chodzi mi o to, że Malfoy zabił Dumbledore'a - w książce było inaczej, Snape to zrobił. Zwracam na to uwagę, bo nie pamiętam, żebyś wspominała wcześniej o tym, że Draco zabił. Albo może ja coś przeoczyłam.
OdpowiedzUsuńNo w sumie to tyle z czepiania. :D
Rozdział naprawdę mi się podobał, chociaż postać Eleanor jest dla mnie nadal bardzo dziecinna. Coraz bardziej lubię Matta - jest taki słodki i kochany. Tylko nie umiem sobie wyobrazić zaskoczenia El, kiedy się koło niego obudziła. Bo ja bym miała mniej więcej taką minę: http://thesamerowdycrowd.files.wordpress.com/2011/12/omg-wtf-cat.jpg :D
O rany Harry. On mnie tak denerwuje. Nie wiem, czemu, ale tak już jest. W ogóle, to czemu ma obserwować Eleanor? Pewnie znów nie doczytałam ;_;
A mam takie pytanie do Ciebie :D Zastanawiam się, czemu sama nie wykonasz szablonu na tego bloga - widziałam Twoje prace i są naprawdę śliczne *_*
Pozdrawiam i życzę weny!
Tak, ale Draco go ogłuszył i został władcą czarnej różdżki, więc uznałam, że to jego przedstawię jako mordercę. :D
UsuńJak tak piszę siódmy rozdział to mam wrażenie, że u mnie wszyscy są niedobrzy. Jak ktoś jest zbyt miły to zaraz go niszczę. Taki charakter. :D Fakt, ja pewnie też bym tak wyglądała, ale El pamiętała co robiła (teraz się zastanawiam czy po takiej ilości alkoholu miałaby jakieś "skutki uboczne". Nie wiem, nie piję), więc leżący Mat tylko na początku ją zdziwił i podsumowując miała mniej więcej taką minę: http://zapodaj.net/images/e4314ba7b2b0a.png. Przynajmniej jak ją sobie teraz wyobrażam. Wtedy o tym nie pomyślałam :D
Odpowiedź będzie w następnym rozdziale. ;)
Hmmm... Może faktycznie coś pokombinuję... :) Mam wrażenie, że nie umiem robić szablonów dla siebie, ale jednocześnie znaleźć odpowiedniego też nie umiem (poprzedni był idealny, ale już mnie irytował).
Pozdrawiam i wzajemnie życzę weny, bo nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału na JON (tak dużo chemii w skrócie bloga... ;__;).
To wiele wyjaśnia :D
UsuńMiałam ten sam problem, ale zrobiłam sobie takie karteczki i wypisałam cechy poszczególnych bohaterów :D To naprawdę ułatwia sprawę :D W sumie to El nie wypiła za dużo, także raczej nie powinna mieć urwanego filmu, ale każdy na alkohol reaguje inaczej :D
Wiesz, pewnie tez bym miała taką minę, jakbym sobie po paru minutach wszystko ogarnęła :D W końcu obudzić się obok takiego chłopaka to marzenie *_*
I to jest problem w tworzeniu szablonów. Ale ja najpierw robię sobie nagłówek i gapię się na niego tak długo aż zacznie mi się podobać, a potem kombinuję :D
Hahahaha JON xD Nie pomyślałam o takim skrócie, ale mnie bardzo pasuje - w końcu jestem na biol-chemie :D
Całuję!
Good idea, mogłabym w sumie też coś takiego zrobić, bo jeszcze przez "przypadek" wszystkich zabije prócz El i będzie biedna bez MatowoMalfoyowa. :C
UsuńW "bohaterach" Matthewem jest Bradley Cooper. RZYGAM TENCZOM. ^^
Biol-chem to złooooooo!
Ja Ci mówię, te karteczki to genialny sposób. Najpierw myślałam sobie e tam, jakoś to ogarnę, a potem jak już zaczęłam je robić, to nie teraz nie mogę się bez nich obejść :D Karteczki rzondzom!
UsuńEl musi być MatowoMalfoyowa ;_; nie ma innej opcji! :D
o em gie. Bradley *_* czemu ja tego wcześniej nie ogarnęłam? A w ogóle, to pacz co mam w zakładkach *_* http://data3.whicdn.com/images/66929729/large.gif
Biol chemy są najlepsze! :D
Serdecznie zapraszam na Terrible Crash:) Zamówiony szablon już na Ciebie czeka:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! <3
Menu musi być w ramce HTML5. Jeśli nie wiesz, jak sprawdzić, która ramka HTML ma jaki numerek to napisz do mnie:)
UsuńNie wiem czemu, ale ten cytat na początku rozdziału, strasznie mi się podoba.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to strasznie fajny, czytając to opowiadanie człowiek nie może się nudzić :D
Nie lubię tu Harry'ego ;/ Jego zachowanie strasznie mnie wkurza. Będzie już taki na zawsze, czy z czasem jego zachowanie się poprawi?
I fajnie, że nie jest z Ginny. Ginny za bardzo mi przypomina Lily ;/ Jakoś nie mogę zrozumieć czemu Rowling ich sparowała, bardziej wolałam kiedy był z Cho.
* Przepraszam, że tak się rozpisałam.